Zawsze interesowałem się historią. Wpierw Polski, potem historią naszych sąsiadów, potem historią polityczną w przekroju naszych zmiennych dziejów. Najbardziej jednak intrygowały mnie wielkie postacie naszej historii: Batory, Piłsudski ... zwłaszcza ten ostatni, bo za sprawą mojego Ojca jawił mi się jako postać wielkiego formatu, a całkowity zapis cenzury na informacje o nim w dobie PRL-u powodował chęć zdobywania literatury ze źródeł antykwarystyki nielegalnej.
W tych moich zainteresowaniach szukałem remedium na komunistyczną propagandę,zadekretowaną miłość do sowietów, cały blichtr socjalistycznej bylejakości. Chciałem wiedzieć, że byliśmy kiedyś wielcy i mieliśmy polityków, którzy realizowali własne idee potęgi państwa.
Potem odkryłem ponadczasową historię naturalną. Zająłem się mineralogią, petrologią i skamielinami. Wobec stratygrafii tej historii liczonej przecież w milionach lat, zdarzenia historii powszechnej tracą wymiar czasowy, a także znaczeniowy. Tej pasji jestem wierny już kilka dziesięcioleci i mieszkanie moje przez lata wypełnia się powoli lecz systematycznie minerałami i skamieniałymi reliktami niegdysiejszych mieszkańców Ziemi.
No i wreszcie genealogia rodziny. Nie umiem sobie wytłumaczyć, skąd ten mój pociąg do tropienia śladów naszych przodków i krewnych współcześnie żyjących - konsekwentnie i mozolnie już od ponad 30 lat.
Reinhold Messner, himalaista wszechczasów, pytany po co naraża życie i uparcie wyrusza w najniebezpieczniejsze góry świata, w których w końcu niechybnie skręci sobie kark - miał odpowiedzieć lapidarnie: - bo są. Nie wszystko da się wytłumaczyć.
Skomplikowane są meandry ludzkich pasji i zainteresowań. Wychowywałem się w otoczeniu osób dużo ode mnie starszych, dla których swoistym remedium na otaczającą i przytłaczającą przaśną rzeczywistość wczesnego PRL‐u stanowiło ustawiczne powracanie do przeszłości - czasów, w których byli młodzi i wspaniali. Na tych zasłyszanych wtedy opowieściach budowałem sobie wizję świata wyidealizowanego i fascynującego zarazem, który stał się historią lub odszedł w niepamięć.
Potem moi Bliscy odeszli, a ja z bagażem wspomnień bardziej cudzych niż własnych zostałem sam. I może to tęsknota za tamtą przebrzmiałą tradycją, za moim Ojcem, legła u podstaw moich genealogicznych dociekań?
Nie można być znikąd, choćby się nawet Bóg wie kim było. Czy świadomość rodzinnych tradycji jest potrzebna lub też, odwracając to pytanie, czy brak tych tradycji może być czynnikiem pomniejszającym poczucie własnej wartości ? Może tak, a może nie. Jednak coś w tym jest, że tak smakujemy wywody np. Franciszka Starowieyskiego, że ród jego sięga X wieku. Tak naprawdę, żadna genealogia nie ma przecież swojego początku, a więc nie ma rodów starszych i młodszych. Rzecz w tym, jak głęboko sięgając w mrok przeszłości daje się ona udokumentować. Cezura rodu, to cezura dokumentu.
Gromadzimy pamiątki, staramy się utrwalić ważne momenty życia rodzinnego. Wszystko to dotyczy jednak naszego pokolenia, może jeszcze poprzedniego ... pokolenie dziadków niknie już przeważnie w zupełnej niepamięci.
Staram się więc otrzepać z kurzu zapomnienia, co się jeszcze da ocalić, bo może kiedyś nasze dzieci, może wnuki, zechcą dowiedzieć się czegoś o swoich poprzednikach. Niechby miały taki udokumentowany ślad powiązań i historii rodzinnych, nieraz bardzo chlubnych, i najgłębszych tej rodziny korzeni.
Mam świadomość, że podjętej przeze mnie pracy nikt inny już nie podejmie, i stanowić ona będzie jedyne w swoim rodzaju świadectwo dla przyszłych pokoleń.
Chęć pozostawienia takiego świadectwa - może to jest właśnie rzeczywisty sens mojej pracy?
Z czysto genealogicznego punktu widzenia moje przedsięwzięcie zakończyłem. Wszystkie tezy postawione w jego założeniu udowodniłem. Jest to moją prawdziwą satysfakcją - badacza amatora.
Adam Maria Chciuk
Genealogia Rodu Chciuków ©
Zebrał i opracował: Adam M. Chciuk
Łódź, Zaleszany. 1985 - 2016.