Nowy Dziennik: www.dziennik.comANDRZEJ POMIAN
Tadeusz Chciuk-Celt (1916-2001)
Wspomnienie
W grudniu 1941 roku po okupowanej Warszawie rozeszla sie wiadomosc, ze grupa czterech spadochroniarzy wystrzelala patrol niemiecki, ktory ich przechwycil. Niemcy jak zwykle zastosowali ostre represje. Stosowali je zreszta i bez zadnego powodu. Prowadzili przeciez w Polsce polityke eksterminacyjna. Zydow, ktorzy stanowili niespelna 10 procent ludnosci, wymordowali prawie wszystkich. Polakow wymordowali drugie tyle, ale ze bylo ich znacznie wiecej, musieli miec wiecej czasu. Na szczescie czasu im tego nie starczylo. Ocalilo nas zwyciestwo koalicji antyhitlerowskiej, przede wszystkim - Ameryki.
Dzis wiemy juz wiecej o wydarzeniu z grudnia 1941 roku. Czterech polskich spadochroniarzy pochwycila pograniczna straz niemiecka i zaprowadzila ich na posterunek, ale ich nie przeszukala. Na posterunku jeden ze spadochroniarzy skorzystal z nieuwagi Niemcow i - choc stal z podniesionymi rekami - siegnal szybko po pistolet i strzelil do pierwszego z brzegu Niemca, ktory padl trupem. Przylaczyli sie do niego trzej jego towarzysze i wystrzelali reszte. Stalo sie to w Kiernozi nieopodal Lowicza. Tym pierwszym spadochroniarzem, ktory rozpoczal strzelanine, byl Tadeusz Chciuk, pseudonim - Marek Celt, ktory uzywal nastepnie nazwiska Chciuk-Celt.
Nie znalem go przed wojna ani w Podziemiu. Gdy latem 1944 roku powrocil po raz drugi do Londynu, zetknalem sie z nim tylko przygodnie. Przebywalismy wtedy w roznych kregach politycznych. Ja pracowalem w Sztabie Naczelnego Wodza, a nastepnie w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji, do ktorego zostalem odkomenderowany czasowo; Celt zwiazal sie z obozem Stanislawa Mikolajczyka. Jakie byly prawdziwe motywy Mikolajczyka, dowiedzialem sie pozniej, gdy stoczyl w kraju walke z komunistami o niepodleglosc Polski.
Pozniej tez zapoznalem sie z dziejami Celta. Pochodzil z Drohobycza w Malopolsce Wschodniej. We Lwowie ukonczyl wydzial prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Po zakonczeniu kampanii wrzesniowej 1939 roku wstapil do Zwiazku Walki Zbrojnej - pozniejszej Armii Krajowej - zajal sie zadaniem nieslychanie trudnym i niebezpiecznym. Jako bialy kurier ("bialy" od ochronnego ubioru zimowego) przeprowadzal na Wegry ochotnikow, ktorzy przedostawali sie stamtad do Wojska Polskiego we Francji. Sam przedarl sie tez w koncu do Francji i od maja 1940 roku sluzyl w artylerii ciezkiej w 3. Dywizji Polskiej. Po klesce Francji znalazl droge do Wielkiej Brytanii i zaciagnal sie do I Brygady Strzelcow w Szkocji. Ukonczywszy z druga lokata Szkole Podchorazych Artylerii, nawiazal do swoich wczesniejszych doswiadczen i ukonczyl kurs spadochroniarski. W koncu roku 1941 skoczyl po raz pierwszy ze spadochronem do okupowanej Polski jako kurier polityczny rzadu gen. Sikorskiego. Pracowal w Delegaturze Rzadu Na Kraj do czerwca 1942 roku. Droge powrotna do Londynu mial bardzo ciezka. Dotarl tam dopiero w czerwcu 1943 roku. Pracowal w Ministerstwie Spraw Wewnetrznych jako instruktor kurierow.
Nie zrazony poprzednimi trudnosciami, w kwietniu 1944 roku znow skoczyl do Polski ze spadochronem. Powrocil do Londynu 1 sierpnia 1944 roku razem z Tomaszem Arciszewskim, upatrzonym na nastepce prezydenta (Operacja MOST III). W grudniu 1945 roku udal sie do kraju po raz trzeci, aby prowadzic tam robote charytatywna. Aresztowany przez bezpieke, wydostal sie z wiezienia po interwencji Mikolaczyka. Po ucieczce bylego premiera z Polski pozostal w kraju, ale zagrozony aresztowaniem uszedl we wrzesniu 1948 roku z rodzina do Francji, gdzie klepal biede. Przystapil tam do Polskiego Stronnictwa Ludowego na Uchodzstwie. W Rozglosni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium pracowal od samego poczatku - od 3 maja 1952 roku.
Jako Michal Lasota prowadzil audycje "Droga przez wies". Znal doskonale stosunki wiejskie w Polsce. Dbal tez ogromnie o strone stylistyczna swoich audycji. Znal wszystkie subtelnosci jezyka polskiego. Wypowiadal sie zwiezle, precyzyjnie i powabnie.
Owczesnym dyrektorem Rozglosni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium byl Jan Nowak (Zdzislaw Jezioranski). Zgromadzil on i zorganizowal najlepszy zespol publicystyczny i dziennikarski, jaki mozna bylo znalezc na emigracji, przede wszystkim w Londynie. Ustawil go tez nalezycie w stosunku do dyrekcji amerykanskiej, starajac sie zachowac jak najwiecej niezaleznosci programowej, oczywiscie w granicach zasadniczych wytycznych polityki Waszyngtonu. Ameryka nie uznawala wowczas formalnie zachodniej granicy Polski, totez komentatorzy polskiej sekcji nie mogli sie ta kwestia zajmowac.
Nowak zdawal sobie sprawe, ze przypisuje sie mu cala zasluge Rozglosni, choc jest ona dzielem zbiorowym calego zespolu. Decyzje programowe podejmowal czasem zbyt pospiesznie. Zespol byl ostrozniejszy. Jako dyrektor odznaczal sie duza inteligencja, pomyslowoscia i energia. Odnosil sie jednak do redaktorow dosc kaprysnie: jednych faworyzowal, innych traktowal imperialnie, nie krepujac sie niemieckim prawem pracy, ktore i jego obowiazywalo. Ten stan rzeczy bardzo niepokoil Celta.
Znalem Nowaka od konca roku 1942 lub poczatku 1943, gdy pracowal w Komendzie Glownej AK w Wydziale "N" Biura Informacji i Propagandy. Byl najpierw kurierem na ziemie poza granica zachodnia Generalnego Gubernatorstwa, a nastepnie - inspektorem. Zajmowal sie przerzutem dywersyjnej propagandy antyniemieckiej, nim sie przeszedl do lacznosci z zagranica. Gdy w kwietniu 1944 roku przybylem do Londynu jako emisariusz dowodcy AK, juz go tam zastalem. W koncu lipca 1944 roku odlecial do Polski (Operacja MOST III), dotarl do dowodcy AK i ostrzegl go, ze powstanie AK w Warszawie bedzie w oczach Zachodu tylko burza w szklance wody. Nie o to jednak chodzilo. Komendzie Glownej AK zalezalo nie na rozglosie za granica, lecz na zamanifestowaniu w obliczu zagrozenia sowieckiego, ze Polska ma prawo do pelnej niepodleglosci.
W styczniu 1974 roku przybylem do Monachium na trzyletni staz w Rozglosni Polskiej. Celt przygladal mi sie bardzo uwaznie, az pewnego dnia odwiedzil mnie i zaproponowal wejscie do grupy szesciu, zajmujacej sie wszystkimi najistotniejszymi zagadnieniami radia. Jak sie pozniej zorientowalem, uczynil to na sugestie Jana Mierzanowskiego, ktory mnie poznal wczesniej i nabral do mnie zaufania.
Obok Celta, Mierzanowskiego i mnie do grupy szesciu wschodzili: znany pisarz Tadeusz Nowakowki, doskonaly polemista Wiktor Troscianko oraz Jozef Ptaczek. Przedmiotem naszej szczegolnej troski stal sie sposob sprawowania stanowiska dyrektora przez Nowaka. Nie mialem z nim zadnego konfliktu, ale bedac z wyboru kolegow czlonkiem Rady Zakladowej musialem bronic interesow personalnych calego zespolu. Problem doczekal sie rozwiazania, gdy w listopadzie 1976 roku Nowak ustapil ze stanowiska dyrektora. Wkrotce potem i ja przeszedlem na emeryture i powrocilem do Waszyngtonu. Celt pozostal i po rezygnacji nastepcy Nowaka, Zygmunta Michalowskiego, sam zostal dyrektorem. Przeciwko Nowakowi wysuwano m.in. bezsensowny zarzut kolaboracji z Niemcami. Znalem cala sprawe od podszewki i wystepowalem zawsze w jego obronie - publicznie.
Celt sprawowal swoj urzad dosc krotko i przeszedl na emeryture. Mogl sie teraz zajac praca pisarska, do ktorej mial niemaly talent. Przedtem oglosil po angielsku ksiazke By parachute to Warsaw. Teraz oglosil po polsku trzy wazne i doskonale napisane ksiazki: Koncert. Opowiadanie cichociemnego (kilka wydan, w tym jedno pirackie; Biali kurierzy (kilka wydan, takze i drugiego obiegu, trzy wydania pirackie; oraz Raport z Podziemia 1942 (dwa wydania).
W Monachium poznalem go bardzo dobrze. Stalismy sie bliskimi przyjaciolmi. Byl w calym znaczeniu tego slowa czlowiekiem szlachetnym i wysoce zasluzonym: bardzo kolezenski, dbaly o dobro kolegow, wybitny dzialacz niepodleglosciowy, pod kazdym wzgledem prawy. Wydajny w pracy, obowiazkowy, pracowity, staral sie do konca sluzyc sprawie polskiej. W ostatnich latach trapila go cukrzyca. Zmarl 10 kwietnia 2001 roku w Planneg pod Monachium. Kraj uznal jego zaslugi - 20 maja po uroczystej mszy w Kosciele Garnizonowym w Warszawie, celebrowanej przez biskupa polowego, spocznie w Alei Zasluzonych na Powazkach. Nikomu sie ten honor bardziej nie nalezy jak jemu.
Z calej monachijskiej szostki zyje juz tylko nas dwoch: Mierzanowski w Londynie, ja w Waszyngtonie. Coz - jest to normalny stan rzeczy. Nie mozna sie tylko oprzec poczuciu wielkiej przykrosci, gdy odchodza tacy ludzie jak Tadeusz Chciuk-Celt.
|
|