Majdan Zbydniowski - logo

Od "Taty z Mamą" do "patykiem pisanego"

Z przekazów wiadomo, że majdaniacy za kołnierz nie wylewali. Przed II wojną chyba nie wypijano za dużo alkoholu bo to kosztowało, a pieniądz był trudny do zdobycia. Ile jajek trzeba było sprzedać za flaszkę tego nikt już teraz nie wyliczy, ale na pewno była to ilość astronomiczna.

Natomiast podczas II wojny światowej o okowitę już było łatwiej, bo Niemcy za dostawy kontygentowe dawali wódkę, a ponieważ szkoda było wylać, trzeba było wypić. Na pewno była również produkcja księżycówki pędzonej z ziemniaków, a więc pragnienia były zaspokajane.

Natomiast po wojnie piło się dużo i to napojów wysokoprocentowych. Ponieważ gorzelnie w Zbydniowie i Zaleszanach całą parą produkowały spiritus a ceny nie były wysokie, pito więc spiritus rozrabiany domowymi sposobami. Popularna była tzw. Tata z Mamą, czyli spiritus w proporcji pół na pół z sokiem wiśniowym albo rozrabiany z przypalanym cukrem. Mieszanka musiała się odpowiedni czas odstać czyli przeżreć, tak aby przy uderzeniu w butelkę łyżką, miała krystalicznie czysty dźwięk jak i odpowiednio czysty kolor.

Pito przy różnych okazjach, w święta, na weselach, chrztach przy okazji zabaw i festynów, a także w wieczorne zimowe wieczory przy kartach. Jedynie z okazji pogrzebów, w odróżnieniu od innych regionów Polski nie odbywały się stypy i tzw. podziały majątków przy kieliszku. Również przy okazji I Komunii nigdy nie było alkoholu, nawet w butelkach po oranżadzie.

Przy okazji zabaw w Domu Ludowym i festynów na świeżym powietrzu bufet zawsze był obficie zaopatrzony, o czym informowały ogłoszenia. Barmani posiadali umiejętność serwowania klientom trunków pod względem stopnia upojenia alkoholowego delikwenta. Przy niskim stopniu klient otrzymywał mocniejszy trunek, natomiast wraz z wzrostem upojenia, trunek stawał się coraz słabszy i przy bardzo wysokim stopniu mógł być samym sokiem wiśniowym, czyli Mamą przy znikomej ilości Taty.
Zawsze musiało być piwo w drewnianych beczkach. Do rozlewania służyło urządzenie zwane pipą i czynność ta zwana nabiciem musiała być wykonywana przez doświadczonego barmana. Doświadczenie też potrzebne było do wytworzenia dużej ilości piany przy napełnianiu kufli.
Byli również bardzo nieliczni zawodnicy, którzy specjalizowali się w piciu czystego spiritusu. Była to umiejętność bardzo rzadka i popisy tych zawodników były wynikiem zakładów. Byli tacy, którzy potrafili wypić ćwiartkę spirytusu jednym haustem bez przełykania, czyli wlewając do przełyku jak do rury.

Spiritus pod postacią Taty z Mamą pity był do połowy lat 60-tych, później ze względu na ceny używano wódek czystych, tzw. ojczystych. Czysty spiritus częściej był stosowany przy stawianiu baniek, leczeniu bólu zębów w przypadku braku lekarstwa, tzw. kogutka i nacierania miejsc bolących. Natomiast spiritus denaturatowy z trupią główką stosowano do opalania kur i kogutów po ich oskubaniu oraz do opalania świńskiej głowy podczas świniobicia.

Koniec lat 60-tych to początek nowej kultury nie wylewania za kołnierz. W sklepach pojawiły się bardzo tanie owocowe wina nazywane jabcokami, J23 albo patykiem pisanymi. Dobrze poinformowani twierdzili, że miało to związek z odkryciem tarnobrzeskich złóż siarki, którą stosowano do przyspieszenia destylacji win oraz do wzmacniania mocy trunku. Wina owocowe pito z gwinta lub ze szklanek zwanych musztardówkami. Były stałym asortymentem bufetów na zabawach, festynach i potańcówkach. Stale zaopatrzony w wina owocowe był jedyny sklep we wsi i obok sklepu odbywała się degustacja z gwinta metodą wypij i podaj dalej. Ze względu na niską cenę wina owocowe konkurowały z alkoholami wyżej procentowymi.

Na szczęście czasy picia byle czego należą już do przeszłości. Nie ma śladów po gorzelniach w Zbydniowie i Zaleszanach. Teraz w sposób kulturalny pije się wysokiej klasy alkohole w małych ilościach, np. cytrynówka z procentami i różnego rodzaju nalewki. Choć jak to zawsze bywa od reguły zdarzają się wyjątki.

Wydaje się, że zanikł zupełnie zwyczaj robienia win owocowych domowej roboty. Nie widać stojących przy piecu szklanych butli z rurką fikuśnie powyginaną i nie słychać tego przyjemnego, rytmicznego bulkania.


Z lekkim przymrużeniem oka wspominał minimus.

2015-04